Źródło: "Super Nowości" Rzeszów, 14/16 maja 2010
Tekst: Wioletta Zuzak wzuzak@onet.eu
(Artykuł zamieszczony za zgodą redakcji "Super Nowości")
Szok, niedowierzanie, rozpacz. Takie uczucia towarzyszą mieszkańcom Szczepańcowej k. Krosna po tragicznej śmierci Mariusza Gazdy, Michała Matelowskiego (19 l.) i jego taty Janusza (42 I.), którzy zginęli w koszmarnym wypadku samochodowym w Siewierzu (woj. śląskie). Po raz pierwszy w historii OSP Szczepańcowa straciła jednocześnie trzech strażaków. - Pożarnictwo i służba drugiemu człowiekowi było spełnieniem jego marzeń i ambicji - mówią o śp. Januszu krośnieńscy strażacy. - Ale bardzo żal i tych chłopaków. Byli tacy młodzi, mieli całe życie przed sobą, tyle planów - rozpaczają we wsi.
Tragiczny wypadek miał miejsce w poniedziałek, 10 bm. ok. godz. 13 na krajowej „jedynce" przed skrzyżowaniem w Siewierzu w kierunku Katowic. Z ustaleń policji wynika, że kierujący ciężarowym mercedesem z nieustalonych dotąd przyczyn najechał na tył dwóch stojących przed światłami samochodów osobowych. Siła uderzenia była tak ogromna, że auta zostały przygniecione do stojącego przed nimi tira. Pojazdy stanęły w płomieniach. Ogień został szybko ugaszony przez strażaków. Z potwornie zmiażdżonych wraków wydobyto zwłoki pięciu osób: kobiety i mężczyzny, którzy podróżowali oplem astrą oraz trzech mężczyzn - kierowcy i dwóch pasażerów mazdy. Tym ostatnim samochodem jechali: Janusz Matelowski (42 l.), pracownik komendy miejskiej PSP w Krośnie, wiceprezes OSP w Szczepancowej i komendant gminny OSP w Chorkówce oraz jego najstarszy syn Michał (19 l.) wraz ze swoim kolegą Mariuszem Gazdą. Wszyscy trzej mieszkali w Szczepancowej.
Cała wieś jest w żałobie
Szczepańcowa, malutka podkrośnieńska wioska pogrążona jest w smutku i żałobie. Wieść o wypadku na Śląsku rozeszła się tu błyskawicznie. Ludzie są wstrząśnięci tragedią. Trudno im pogodzić się z tak wielką stratą. - Straszne jest to, że jednocześnie zginęło aż troje „naszych" ludzi, w tym ojciec i syn, których znaliśmy, często widywaliśmy i lubiliśmy - mówi nam starsza pani, którą w środę po południu spotkaliśmy w centrum wsi.
Udało się nam dotrzeć do rodzin ofiar...
„To był strażak z krwi i kości..."
Janusz Matelowski służbę w Jednostce Ratowniczo-Gaśniczej Komendy Miejskiej PSP rozpoczął 1 sierpnia 1994 r. Wcześniej pracował w krośnieńskim MKS-ie jako elektryk samochodowy. Zostawił żonę Ewę (42 l.) i dwójkę dzieci: Natalię (16 l.) i synka Mikołajka (4 l.). - Już we wczesnym dzieciństwie marzył o tym, aby zostać strażakiem. Pamiętam, że gdy był dzieckiem, to spośród zabawek, które dostawał, najbardziej cieszyły go wozy strażackie. Gdy miał 14 lat wstąpił do OSP w Szczepancowej. Był strażakiem z krwi i kości - łka pani Janina (67 l.), mama Janusza. - Syn często nas odwiedzał i pytał, czy czegoś nie potrzebujemy. Chętnie pomagał nam w gospodarstwie. Mam chore serce i astmę. W środę miał mnie zawieźć do szpitala na badania. Nie zdążył. Nie wiem, jak my teraz sobie poradzimy bez niego - rozpacza pan Sebastian.
Koledzy ciepło wspominają Janusza
- Z Januszem zetknąłem się po raz pierwszy w 1994 roku gdy zaczynałem służbę w KW PSP w Krośnie. Dopiero od 2007 r., gdy wróciłem do krośnieńskiej jednostki i zostałem jego przełożonym, to zawiązała się między nami przyjaźń - opowiada bryg. Krzysztof Korzec, komendant miejski PSP w Krośnie. Jakim był człowiekiem? - Po prostu jego nie dało się nie lubić. Zawsze był pogodny, uczynny, służył dobrą radą. Zawsze wiele wymagał od innych, jednak najwięcej od siebie. Każdą wolną chwilę poświęcał rodzinie i pożarnictwu. Uczestniczył także w zagranicznych akcjach. W 2002 r. przez blisko dwa tygodnie jako jeden z nielicznych strażaków pomagał Czechom podczas akcji przeciwpowodziowej. - Świetnie radził sobie w trudnych sytuacjach. Dla niego nie było rzeczy niemożliwych. Był towarzyski, miły, z optymizmem patrzył na świat. Nigdy nie odmówił pomocy - dodaje bryg. Jan Szmyd, z-ca komendanta.
Michał i Mariusz chcieli uczyć się w szkole pożarniczej
Michał chciał zostać strażakiem, tak jak jego tata, Janusz. Gdy chłopak osiągnął pełnoletność, wsiadali do wozu strażackiego i jechali gasić pożary. Po ukończeniu liceum w Iwoniczu zamierzał kontynuować naukę w szkole pożarniczej w Krakowie. Nie został jednak przyjęty. Podjął naukę w szkole ratowników medycznych w Jasie. Przyjaźnił się z Mariuszem Gazdą, z którym chodził do podstawówki. Należeli do OSP Szczepańcowa. Przez cały rok przygotowywali się do egzaminu sprawnościowego, który mieli zdawać pod koniec czerwca. Strasznie chcieli dostać się do Centralnej Szkoły Państwowej Straży Pożarnej w Częstochowie i zdobyć zawód strażaka. Niemal codziennie trenowali: biegali, chodzili na siłownię itp. W poniedziałek, 10 bm pojechali złożyć dokumenty w szkole. Towarzyszył im pan Janusz. Jeszcze nim wyruszyli w drogę powrotną, skontaktował się z żoną telefonicznie. Poinformował ją, że wszystko udało się im sprawnie załatwić. Mówił też, że do domu wrócą koło 19.30. Śmierć pokrzyżowała te plany...
- Mariusz był tegorocznym maturzystą. Cieszył się, że zadania z matmy mu podeszły. W środę, 12 bm. miał zdawać egzamin ustny z języka polskiego, którego się obawiał, ale był pozytywnie nastawiony - zalewa się łzami mama Mariusza, pani Helena (53 l.) - Uwielbiał żartować, był zdyscyplinowany, pedantyczny - wszystko musiało być na swoim miejscu, miał wielu znajomych, którzy bardzo go lubili. Pozostała po nim straszna pustka - płacze tata chłopaka, pan Józef.
Dziś zostaną odprowadzeni na cmentarz
W piątek (14 bm.) od godz. 9 - 14 w kościele w Szczepańcowej zostaną wystawione trumny, przy których wartę honorową będą pełnić strażacy OSP i PSP. O godz. 14 zaplanowano różaniec, a o 15 rozpocznie się nabożeństwo pogrzebowe, po którym zmarli zostaną odprowadzeni na miejsce wiecznego spoczynku. Trumny poniosą strażacy z Krosna i ze Szczepańcowej.